poniedziałek, 25 sierpnia 2014

matka leży bez ruchu, śpi. nie śpi.

s. chutnik / w krainie czarów

alicja w krainie czarów jest bardzo kobieca. napisana przez kobietę, przeważnie o kobietach. kobiecym językiem. ostrość kantów rzeczywistości jakoś przytępiona. skąd to wrażenie? może w zestawieniu z prozą tochmana, który przecież też pisał o tej polsce b, polsce c (schodów się nie pali).

a więc moment na chwilę przed katastrofą. albo zaraz po. czasem trudno wyczuć. katastrofa, kiedy człowiek zdaje sobie sprawę w jakim momencie życia jest w danej chwili. niczego nie da się nadrobić, nie da się pójść gdzie indziej, niczego rzucić, niczego zmienić. o tym pisze chutnik. szukając punktów wspólnych poszarpanych polskich historii znalazłem to: taki moment w czasie, kobiecość opowieści, przytępienie, nie otępiałość.

to nasza kraina czarów. kojarzona dotąd z beztroską dzieciństwa, brutalnie zestawiona ze światem dorosłych. taka jest ta nasza kraina, czary to czasem jakieś wspomnienie, którego trzymamy się desperacko, czasem dancing inny niż wszystkie do tej pory, z głową obcej kobiety wspartej na ramieniu, czasem to irracjonalność starej kobiety, którą na chwilę da się zrozumieć, bezradność wobec śmierci kogoś bliskiego...

ma rację jeden z recenzentów - to historie usłyszane nad szklanką herbaty w barze mlecznym w niespieszne wiosenne popołudnie. noszone długo, sfermentowane, nie dające spokoju.

piątek, 8 sierpnia 2014

staliśmy się śmiercią, niszczycielami światów


j. vandermeer 

/ unicestwienie, ujarzmienie


zmierzamy do rozwiązania. powoli, jakimś nierównym tempem. ujarzmienie to druga część cyklu. ta pierwsza onieśmiela gęstością znaczeń, zapoznaje z anomalią, podsuwa strzępki wyjaśnień. ujarzmienie to próba pozbierania tej wiedzy, ułożenia puzzli. inne tempo, inna konstrukcja. całość jest jednak świetnie przemyślana i sprawie, że nie sposób przewidzieć co czai się w ostatnim tomie southern reach.

w unicestwieniu jesteśmy oczami biolożki, jednej z uczestniczek dwunastej ekspedycji do strefy x, w ujarzmieniu znów spotykamy biolożkę, tym razem jesteśmy kontrolerem, nowym szefem southern reach - tajnej agencji rządowej powołanej do zbadania i wyjaśnienia czym jest strefa x.
ta opowieść to mgła. chodzimy w niej odbijając się co jakiś czas od czegoś niewidzialnego. anomalia nie poddaje się próbom zdefiniowania. mgła zamiast rzednąć - gęstnieje.

kontroler to dziwny facet, od dziecka przygotowywany do pracy w służbach. wydaje się idealny do realizacji nowego zadania - rozjaśnienia mroków strefy x i samego southern reach. a jednak nie wszystko idzie tak jak sobie zaplanował. mam wrażenie, że strefa x rozszerzyła się już dawno, że wniknęła na nowy poziom: mentalny. czy i kontroler ma te podejrzenia? odpowiedź kryje się pewnie w umyśle biolożki, która w niewyjaśniony sposób wróciła z ekspedycji, ale wydaje się być kimś innym niż wcześniej. też mam takie wrażenie. wcześniej emanowała ciekawością i empatią, teraz jest zimna i niedostępna.

a potem następuje tąpnięcie.  koniec świata? nie ma jeszcze żadnej odpowiedzi. skok ze skarpy. 

co dalej?

piątek, 4 lipca 2014

kiepskie mapy.

znasz mnie. to byłem ja: pod twoimi oknami, pod oknami hotelu, w twoim pokoju. jestem jednym ze starych ludzi zamawiających dzień w dzień to samo śniadanie. rzygam nim już. ale tak trzeba. dzień w dzień. najbardziej lubię czwartki. przychodzę wcześnie, jesteś sama. nalewasz gorącą kawę. uśmiechasz się. czasem zakładasz nawet moje ulubione kolory: czerń i sprany róż. witaj lily. zostaniemy przyjaciółmi.

tutaj nie ma takich miejsc. ulatniającego się sensu, w którym nie wiesz czy coś poznajesz, czy jesteś poznawana. czy słuchasz opowieści, czy właśnie opowiadasz swoją. czy czytasz czyjeś wyznania, czy ktoś czyta Ciebie. tutaj jest beton, plastik, smród pośpiechu i wirtualność gorsza niż to wszystko razem wzięte. jedna z książek od mabel jest o mnie. właśnie piszę do ciebie z tego świata. 

nakładamy się na siebie, jak na mapach martina. mój pokój z twoim, division street z szeroką ulicą za oknem, hotel edwarda z bankiem po drugiej stronie. czasem stoimy jedno obok drugiego. nie widzimy się. przeczuwamy. 

o drugiej w nocy zrozumiałem jedno. istniejesz. istniałaś albo będziesz istnieć. lily - błąkająca się odpowiedź na postawione dawno pytania. 

odpisz. znajdź mnie po drugiej stronie i odpisz. 
do tego czasu znajdę resztę kluczy, przeczytam mapę, otworzę skrzynię, podniosę płachtę, pod którą zarysowują się ludzkie kształty. i wiem co znajdę: tak jak ty - siebie. o co więc w tym wszystkim chodzi lily? edward, mabel, tex, dolores i wszyscy innie. skąd wy jesteście? no kurwa, skąd wy jesteście? nie pozwalacie mi spać lily, te wasze rozmowy, które materializują się w jednostajny szept. 
zagracie do końca sen nocy letniej? a potem co? skończy się opowieść i jak martin będziemy musieli strzelić sobie w łeb bo nie wytrzymamy prawdy. wy albo ja. kto jest prawdziwszy lily? kto istnieje, a kogo nigdy nie było?



środa, 2 lipca 2014

dead swans#1.


s. hustvedt / oczarowanie lily dahl


spędzam z lily już kilka tygodni. kiedy pracuje, ja włóczę się uliczkami webster, w którym nigdy dotąd nie byłem. wpadam czasem do ideal cafe, zazwyczaj po południu. przyglądam się jej uważnie. nigdy mnie nie zauważa, a przecież musi czuć, że jestem w pobliżu. wiem, że śni o mnie. czasem wydaje jej się, że ci wszyscy ludzie ze snów gdzieś istnieją, w jakimś innym świecie. a tymczasem sama jest projekcją czyjejś fikcji, zbiorem liter. niczym więcej. 

no i co lily? ciągle myślisz, że jesteś bardziej prawdziwa?

rysuję mapy. patrzę na jej usta, kiedy wypowiada słowa-klucze.
rysuję mapy. podglądam ją w autoerotycznym tańcu, nagim jedynie w kradzionych butach.
rysuję mapy. wiesz jak tu trafić. uwierz we mnie. 



czwartek, 8 maja 2014

hyperion daylight time


keats.

 d. simmons / upadek hyperiona

stało się. tajemnica wyszła na jaw. czasem podział na przyjaciół i wrogów jest tylko pozorny. dziwne: nie mam ochoty na więcej. hyperion wciągnął mnie, a w końcu znudził. wszystko się kończy, kiedy i podróż pobiega końca. 

nie wchodzę do grobowców czasu. nie podążam za monetą, nie walczę z hyżwarem.


wracam stamtąd ostatnim promem.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

znikające punkty styczne.


d. simmons / hyperion



nie da się łatwo opowiedzieć o kosmologicznej koncepcji autora. Wymyka się ona próbom zrozumienia, serwowane są nam zaledwie strzępki informacji, z których każdy może ułożyć sobie całkiem inny obraz całości.
osią historii jest wędrówka albo pielgrzymka siedmiorga zupełnie obcych sobie ludzi. podczas trwającej wiele dni podroży próbują oni znaleźć sens tego, że tworzą grupę. punkty wspólne. potrzeba jednak do tego opowieści każdego z nich, kim jest, czemu tak bardzo chce się dostać na hyperiona, peryferyjną planetę, daleko od sieci i hegemonii.
jest więc kapłan zapomnianej religii, chrześcijaństwa, jest bohater walk z intruzami, jest prywatna detektyw, naukowiec, templariusz, konsul hegemonii, jest również poeta. dziwna zbieranina, różne temperamenty, zupełnie inne cele i nadzieje. co ich łączy w tej samobójczej misji?

nie ma już starej ziemi, nowa rzeczywistość jest tak różna od tej którą znamy, że początkowo poruszamy się w niej jakbyśmy naprawdę przenieśli się w czasie. wiedza jest dawkowana stopniowo, wraz z każdą z opowieścią. dzięki temu mamy czas nauczyć się przyszłości. poznawać jej niezwykłość, zaawansowanie, jej tajemnice i jej zbrodnie.

 jak niewiele literatura mówiąca o przeszłości różni się od tej historycznej…dziwne. jaka to wąska granica: jedynie prawdziwa jest teraźniejszość, wszystko przed i wszystko po mogłoby nie istnieć albo nie zaistnieć. albo: było i będzie. Jaka jest przyszłość, której częścią jest hyperion?

Jest zdumiewająco wielowarstwowa, niejednorodna, pochłaniająca i zdumiewająco znajoma, bo zwyczajnie ludzka, ze wszystkimi tego konsekwencjami: błędami i podbojami, lękiem i odwagą, miłością, bohaterstwem, pragnieniem i zuchwałością.

jest też inna. wymaga więc skupienia i słuchania.


jest w końcu genialna w swojej bliskości: jest ciemna kosmosem, przeszywająca hyperiańskim chłodem, zapierająca dech w piersiach metropoliami pierwszej tau ceti albo pięknem wędrujących wysp maui-przymierza. jest też nieogarniona. jest prawdziwie kosmiczna.

niedziela, 2 marca 2014

tomasz c.


h. mantel / w komnatach wolf hall



purytańska Anglia? nie tutaj.
uwaga: wehikuł czasu.
historia ożywa, stare komnaty napełniają się duchami. 

opowieść, którą można czytać na wiele sposobów. oto jeden z nich - świat według cromwella.


tomasz cromwell, jurysta, syn kowala, żołnierz króla francji, człowiek biskupa, doradca króla.
człowiek, który ciągle szepcze do uszu:

tajemnica.
"za długi język to słabość. Siła przejawia się w skrywaniu własnej przeszłości, nawet gdy nie ma nic do ukrycia. moc człowieka bierze się z półcieni, z jego tylko na poły dostrzeżonych ruchów, z nieodgadnionego wyrazu twarzy. ludzi najbardziej trwoży brak historii, brak faktów: bezdenna dziura, którą się samemu tworzy, aby mogli w nią przelewać wszystkie swoje strachy, fantazje i pragnienia"

władza.
"światem nie rządzą ci, których uważasz za władców. światem nie rządzi się z twierdz ani nawet z whitehallu, tylko z antwerpii, z florencji, z miejsc o których nigdy nie myślał; z lizbony, skąd wypływają statki o żaglach uszytych z jedwabiu, płynące na zachód i spalające się w słońcu. zawiaduje się nie z pałaców, tylko z kantorów. wygrywa się nie sygnałem trąbki, tylko klikaniem koralików abakusa, nie zgrzytem mechanizmu muszkietu, tylko skrobaniem pióra po papierze, gdy powstaje skrypt dłużny, który zapłaci i za muszkiet, i za proch, i za strzelca.

opanowanie.
"przeszkody są po to, żeby je usuwać, emocje należy studzić, a węzły rozwiązywać (...) to on nadaje kształt wydarzeniom, modelując je według własnego widzimisię. co więcej, przejmuje i neutralizuje obawy innych, dając otoczeniu poczucie jakiej takiej stabilności w niepewnym świecie.

wrogowie.
"w księdze powtórzonego prawa zapisano: podarek zaślepia oczy mędrców"

historia.
"losy narodów rozstrzygają się w ten sam sposób: dwaj mężczyźni przerzucają się słówkami sam na sam. co tam koronacje, konklawe i celebra. świat zmienia się na skutek ruchu pionka na szachownicy, muśnięcia pióra przeformułowującego ostatnie zdanie i zmieniającego siłę jego wymowy, kobiecego westchnienia, ulotnej woni kwiatu pomarańczy lub wody różanej, niewieściej dłoni zaciągającej draperie łożnicy, cichego szelestu stykających się ciał."

na koniec szepcze jeszcze to:
"istnieje coś takiego jak wymowna cisza. lutnia w swym pudle zatrzymuje nuty, które wygrała. lira da braccio zachowuje współbrzmienie w strunach. Wyschnięty płatek kwiatu wciąż może pachnieć, modlitwa nierzadko przesycona jest przekleństwami; pusty dom, który opuścili właściciele, bywa głośny od duchów.