piątek, 31 stycznia 2014

defragmentacja.



k. piwowarski / więcej gazu, kameraden


czasem trzeba odczekać, pozwolić wrzącym obrazom wystygnąć - dopiero wtedy można odwrócić się i spojrzeć na coś przerażającego jeszcze raz, z dystansu. z bezpiecznej dali.

autor podejmuje temat, który wydaje się choć trochę oswojony. nie w sensie zrozumienia, tego chyba nie uda się nigdy, ale w sensie przyczyn i skutków. 
zazwyczaj pisze się o holokauście jako tragedii milionów, rzadko mocno indywidualizuje się ofiarę, a jeszcze rzadziej - jej kata.

dla Autora tych opowiadań kat jest podobny ofierze, człowiek patrzy na człowieka. człowiek pożąda człowieka, człowiek brzydzi się człowiekiem, człowiek robi to co musi, co mu każą, człowiek pracuje bo taką ma robotę, klnie na przełożonych, tęskni do najbliższych. człowiek, po prostu człowiek.

ale czy można w to uwierzyć? że zło ma naszą twarz? kto jest bardziej realny - stojący we własnym gównie Żyd na chwilę przed swoją śmiercią, czy patrzący znad dołu młody aryjski chłopak, który pragnie ciała nagiej Żydówki na chwilę przed jej śmiercią? odpowiedź może porazić: i umierający ludzie i ci, którzy zadadzą im śmierć. odpowiedź nie przynosi ulgi, ale dręczy. ucieka się więc przed obrazami zwykłych ludzi jak przed goniącym nas psem. ucieka się, bo pogryzienie grozi szaleństwem. 

żałuję, że przeczytałem te opowiadania. czuję się pogryziony przez jakieś dzikie zwierzę, czuję, że obrazy zamieszkały w głowie, że żywią się nieświadomością, że pełzną w jakimś dziwnym kierunku, ku ślepej uliczce, o której tak dobrze było nie wiedzieć.