piątek, 4 lipca 2014

kiepskie mapy.

znasz mnie. to byłem ja: pod twoimi oknami, pod oknami hotelu, w twoim pokoju. jestem jednym ze starych ludzi zamawiających dzień w dzień to samo śniadanie. rzygam nim już. ale tak trzeba. dzień w dzień. najbardziej lubię czwartki. przychodzę wcześnie, jesteś sama. nalewasz gorącą kawę. uśmiechasz się. czasem zakładasz nawet moje ulubione kolory: czerń i sprany róż. witaj lily. zostaniemy przyjaciółmi.

tutaj nie ma takich miejsc. ulatniającego się sensu, w którym nie wiesz czy coś poznajesz, czy jesteś poznawana. czy słuchasz opowieści, czy właśnie opowiadasz swoją. czy czytasz czyjeś wyznania, czy ktoś czyta Ciebie. tutaj jest beton, plastik, smród pośpiechu i wirtualność gorsza niż to wszystko razem wzięte. jedna z książek od mabel jest o mnie. właśnie piszę do ciebie z tego świata. 

nakładamy się na siebie, jak na mapach martina. mój pokój z twoim, division street z szeroką ulicą za oknem, hotel edwarda z bankiem po drugiej stronie. czasem stoimy jedno obok drugiego. nie widzimy się. przeczuwamy. 

o drugiej w nocy zrozumiałem jedno. istniejesz. istniałaś albo będziesz istnieć. lily - błąkająca się odpowiedź na postawione dawno pytania. 

odpisz. znajdź mnie po drugiej stronie i odpisz. 
do tego czasu znajdę resztę kluczy, przeczytam mapę, otworzę skrzynię, podniosę płachtę, pod którą zarysowują się ludzkie kształty. i wiem co znajdę: tak jak ty - siebie. o co więc w tym wszystkim chodzi lily? edward, mabel, tex, dolores i wszyscy innie. skąd wy jesteście? no kurwa, skąd wy jesteście? nie pozwalacie mi spać lily, te wasze rozmowy, które materializują się w jednostajny szept. 
zagracie do końca sen nocy letniej? a potem co? skończy się opowieść i jak martin będziemy musieli strzelić sobie w łeb bo nie wytrzymamy prawdy. wy albo ja. kto jest prawdziwszy lily? kto istnieje, a kogo nigdy nie było?



środa, 2 lipca 2014

dead swans#1.


s. hustvedt / oczarowanie lily dahl


spędzam z lily już kilka tygodni. kiedy pracuje, ja włóczę się uliczkami webster, w którym nigdy dotąd nie byłem. wpadam czasem do ideal cafe, zazwyczaj po południu. przyglądam się jej uważnie. nigdy mnie nie zauważa, a przecież musi czuć, że jestem w pobliżu. wiem, że śni o mnie. czasem wydaje jej się, że ci wszyscy ludzie ze snów gdzieś istnieją, w jakimś innym świecie. a tymczasem sama jest projekcją czyjejś fikcji, zbiorem liter. niczym więcej. 

no i co lily? ciągle myślisz, że jesteś bardziej prawdziwa?

rysuję mapy. patrzę na jej usta, kiedy wypowiada słowa-klucze.
rysuję mapy. podglądam ją w autoerotycznym tańcu, nagim jedynie w kradzionych butach.
rysuję mapy. wiesz jak tu trafić. uwierz we mnie.