d. simmons / hyperion
nie da się łatwo opowiedzieć o kosmologicznej koncepcji
autora. Wymyka się ona próbom zrozumienia, serwowane są nam zaledwie strzępki
informacji, z których każdy może ułożyć sobie całkiem inny obraz całości.
osią historii jest wędrówka albo pielgrzymka siedmiorga
zupełnie obcych sobie ludzi. podczas trwającej wiele dni podroży próbują oni
znaleźć sens tego, że tworzą grupę. punkty wspólne. potrzeba jednak do tego
opowieści każdego z nich, kim jest, czemu tak bardzo chce się dostać na
hyperiona, peryferyjną planetę, daleko od sieci i hegemonii.
jest więc kapłan zapomnianej religii, chrześcijaństwa, jest
bohater walk z intruzami, jest prywatna detektyw, naukowiec, templariusz,
konsul hegemonii, jest również poeta. dziwna zbieranina, różne temperamenty,
zupełnie inne cele i nadzieje. co ich łączy w tej samobójczej misji?
nie ma już starej ziemi, nowa rzeczywistość jest tak różna
od tej którą znamy, że początkowo poruszamy się w niej jakbyśmy naprawdę
przenieśli się w czasie. wiedza jest dawkowana stopniowo, wraz z każdą z
opowieścią. dzięki temu mamy czas nauczyć się przyszłości. poznawać jej
niezwykłość, zaawansowanie, jej tajemnice i jej zbrodnie.
jak niewiele
literatura mówiąca o przeszłości różni się od tej historycznej…dziwne. jaka to
wąska granica: jedynie prawdziwa jest teraźniejszość, wszystko przed i wszystko
po mogłoby nie istnieć albo nie zaistnieć. albo: było i będzie. Jaka jest
przyszłość, której częścią jest hyperion?
Jest zdumiewająco wielowarstwowa, niejednorodna,
pochłaniająca i zdumiewająco znajoma, bo zwyczajnie ludzka, ze wszystkimi tego
konsekwencjami: błędami i podbojami, lękiem i odwagą, miłością, bohaterstwem,
pragnieniem i zuchwałością.
jest też inna. wymaga więc skupienia i słuchania.
jest w końcu genialna w swojej bliskości: jest ciemna
kosmosem, przeszywająca hyperiańskim chłodem, zapierająca dech w piersiach
metropoliami pierwszej tau ceti albo pięknem wędrujących wysp maui-przymierza. jest
też nieogarniona. jest prawdziwie kosmiczna.