sobota, 25 maja 2013

jutro.

 

maciej wasielewski / jutro przypłynie królowa



na początku był bunt. potem pytanie: kiedy przypłynie królowa? na końcu, po kilku godzinach na oceanie spokojnym, na kilkunastu kilometrach kwadratowych skał, po tych kilku godzinach jeszcze odpowiedź: nigdy. królowa nie przypłynie jutro.

"kto zamierzy się szablą na kapitana statku albo złośliwie uszkodzi busolę, temu należy prawą rękę przybić do masztu. kto jest nieposłuszny, ten ma być ukarany przeciągnięciem pod kilem. Kto winien jest buntu ma być wyrzucony za burtę."

bunt to historia baunty. zaczyna się jeszcze w XVIII w., ciąży do dziś.
bunt to zarzewie zła, choć to też odpowiedź na zło.
bunt to wreszcie początek tej historii.

wyspa, na której żyje sześćdziesiąt osób, potomków buntowników i niewolników z thaiti.
to o niej jest ta opowieść. o niej i o źle. 

jak rodzi się zło?
czy tkwi w nas od początku, może uśpione, albo skrywane, albo nieuświadomione. zło przekazane z nasieniem przodków. uśpione, ale gotowe się zbudzić. 
to samo. niezmienne. pięknie doskonały monolit skutków. inne w metodzie, narzędziach. ale zawsze to samo. cudownie niezmienne. forma bytu. świadoma? zdeterminowana?

a może zło kiełkuje tam, gdzie nie ma wyraźnych norm, albo normy ulegają dewiacjom, same stają się dewiacjami, wariacjami na temat praw naturalnych. to zło jest czymś z zewnątrz. bestią, która czyha gdzieś obok, ale nie w nas. 

nie znajdziemy na nie odpowiedzi. to pytanie stawiane od zawsze. zawsze powracające.

na bezludnej wyspie tłoczą się rozbitkowie. buntownicy. przez dziesięciolecia, wieki w izolacji. potem potomkowie buntowników i niewolników. zanikają normy (czy kiedykolwiek były? buntownicy to sami kryminaliści, gwałciciele, mordercy, ale wtedy tacy służyli w angielskiej marynarce). kiełkuje zło. a może wcale nie kiełkuje tylko się budzi?

co jest złem, w zamkniętym świecie, w którym każdy wie wszystko o każdym, dzieci nie mogą ufać rodzicom, w wspólnota jest ważniejsza niż pojedyncze życie? 
co to jest zło w świecie pozbawionym definicji?

środa, 15 maja 2013

dziewczyna z poczty


schody statku, który zatonął. pływał w podłych czasach,
które utonęły razem z nim

stefan zweig / dziewczyna z poczty 



ktoś napisał o tej książce: nie da się powiedzieć o niej więcej niż dwa, trzy słowa: przeczytaj, bo warto. i pewnie nie chodzi dokładnie o to, że się nie da, ale nie ma po prostu takich słów, które oddadzą to, które ta książka sobą powoduje.
długo myślałem, że to genialna opowieść o rozczarowaniu. genialnie prawdziwa. genialnie podpatrzona. genialnie oddająca uroki epoki. genialnie uniwersalna.
ale to nie jest historia o rozczarowaniu.
to w jakiś sposób sekcja. sekcja rozczarowania. historia o konieczności i o fałszywej nadziei, która mami i zwodzi, ale na końcu zawsze gnoi swoim fałszem. 

są też takie historie, w których nie można uwierzyć, że nie wydarzyły się naprawdę. bo wiemy, bo czujemy, że gdzieś musiały się wydarzyć, że wydarzają się ciągle i będą się wydarzać zawsze. zmieniają się dekoracje, aktorzy, pozostaje scena i scenariusz. 

lata 20. ubiegłego wieku (jakkolwiek dziwnie to brzmi..) to były podłe czasy. brudne wielką wojną. brudne błotem okopów, zmarnowanymi generacjami, zmarnowaną młodością kilkudziesięciu milionom ludzi. podłe czasy nierówności, w których jedni chcieli jedynie spokoju i wytchnienia, drudzy chcieli po prostu żyć, nadrabiać stracony czas.
lata 20. to czas ogólnej biedy, której obrazy nie przebijają się jednak do naszej świadomości. zamiast tego pamiętamy o wytwornych strojach epoki, damach i dżentelmenach. o kilku procentach tamtej społeczności. zapominamy o reszcie. nie wiemy nic o ich zwykłych życiach, zwykłych marzeniach, problemach, radościach (o nas też kiedyś nikt nie będzie pamiętał...)

wkraczamy w życie 28-letniej prowincjonalnej dziewczyny, która bylejakość życia przeplata z bylejakością pracy. ma świadomość, że gnije razem z powojenną austrią. gnije razem z butwiejącym domem i ze schorowaną matką. 
jej życie zmienia się, kiedy bogata ciotka zaprasza ją do górskiego pensjonatu, na urlop. 
dopiero tam uświadamia sobie, że jej własne gnicie jest bezcelowe. to inne życie, światowe, beztroskie budzi w niej życie, ale budzi też coś o czym zapomniała - kobiecość, pożądanie.
kiedy wraca (nagle, niemal wyrzucona z tego innego świata...) nie jest już tym samym człowiekiem. 
smak kawioru, subtelność szampana ciągle jest w ustach.
pożądanie, choć niespełnione - krąży w żyłach. 
wie już, że jej stary świat nie jest jej światem. nigdy już nie będzie. tylko dokąd uciec? do kogo? 

stefan zweig też był dzieckiem tych podłych czasów. austryjackim żydem, który uciekał przed naporem nazizmu. uciekł do brazylii, nie uciekł nigdzie - razem z żoną w proteście przeciwko czasom, które dopiero miały nadejść popełnił samobójstwo.

kiedy czytam historię christine, dziewczyny z poczty, myślę, że wiem o kim napisał stefan zweig. 
o każdym z nas.